Stronger is always the one who smiles, and not the one who rises to anger.

poniedziałek, 28 marca 2011

Dziaa mader ciupa

Przez ostatni miesiąc praktycznie nic się nie działo... No poza tym, że pewien pan który ma na zbyciu wszystko czego potrzeba nam do siedziby postanowił nam to zupełnie za friko dać i chwała mu za to, bo przy funduszach wynoszących 42zł nie można wiele kupić :D
Do tego ostatni piątek, sobota i niedziela były zajebiście pozytywne i skrócę je tutaj trochę :
Piątek - ostatnie zapieprzanie w szkole i wymyślanie nowych teorii chaosu na kartkówkach z przedmiotów zawodowych, potem szybki wymarsz wśród słuchawkowych fanfar do domu, obiad, ostatnie dorzucenie najpotrzebniejszych rzeczy do plecaka i sru do Bielska na busa, który z resztą przyjechał za wczas i prawie udało mi się na niego nie zdążyć :P Po 1,5h spoglądania nad głowami pasażerów, których było od groma jak na takiego busika wreszcie dzięki pomocy dzielnego studenta wypatrzyłem Kalwarię gdzie już czekał Szczur ze swoją limuzyną. Jak dojechaliśmy do Brudnicy to było małe opieprzanie się i czekanie na Dławidło, które przyjechało trochę później. Były śmiechy, hihy i odwiedziny taty Szczura, aż nadszedł czas na "kultowy film" ... Muszę przyznać, że zepsół mi on moje, jakby nie było, piękne dotąd dzieciństwo - był to horror-mjuzikał, pełen transwestytów z transseksualnej Transylwanii i im podobnych... z filmu nie zrozumiałem nic, poza tym, że kobieta może być zmysłowa jak ołówek. Następnie zostało już tylko spanie, choć faktycznie to już była sobota, ale jakby piątek. ;P
Sobota - Tyle się dziao, że chyba nie będzie chciało mi się umieć tego wszystkiego opisać. Zaczęło się od wypasionego śniadaniowania, potem sru na buzza do Krakowa, a na miejscu niedługa wędrówka na slot, gdzie piliśmy czaj, niektórzy wbijali sobie szydełka pod paznokcie, poznaliśmy parę słówek po indyjskiemu, tj. : Dziaa, mader ciupa, sala i kutta(przy czym dziaa + mader ciupa daje wypasione połączenie :D) graliśmy w nieogarniętego Kapitana Bombę i co najważniejsze: machaliśmy pojojojkami. Ze slotu wyszliśmy trochę wcześniej i udaliśmy się do Kwadratu, tam poznałem Żandarma, Majstra i Cavaliera. Był kameleon z akcyzką, nocnik i zastrugana wagina. Jak już weszliśmy(niestety bez Dziwadła) i skończył grać ten dziwaczny support, w czasie którego graliśmy w stópki, to zaczął grać Jelonek. Zabawa była przednia- młyny które były ścianami i wężyki choć długie, to takie o trzech głowach i pięciu tułowiach. Była tam przezajefakenbistyczna ochrona, która nakręcała dodatkowo tłum pod sceną, a to jest na prawdę rarytas. Jak skończyli grać to dostałem autografy od prawie wszystkich członków... poza Pawełem, który nie wychylił się za barierki niestety, ale jeszcze go kiedyś dopadnę ;> Potem graliśmy z Majstrem w baseball'a i zaraz potem wpadł Maniek, który jednak szybko poszedł... Jelonek narobił trochę zamieszania przy naszym stoliku, więc w nagrodę przyprawiliśmy mu rogi w ilości jakiej jeszcze nigdy nie miał, do tego narysował krwotozagadkę Szczurowi w miejscu gdzie wykłuwała sobie króliczka playboya. Jak już ochrona nas ładnie i grzecznie wyprosiła, żandarm podwiózł nas pod sam filar i udaliśmy się do Dławidła na herbatę i nocleg. To był udany dzień! >;]
Niedziela - zaczęło się od tego że był już poniedziałek, choć nie zwróciłem na to uwagi, ale za to była godzina więcej spania! Choć nie wszyscy patrzyli na to takim przychylnym okiem jak ja :P Dławidło zrobiła wypasioną jajecznicę z cebulą ,tyle że bez cebuli. Po wielu trudnościach związanych z rozdwojeniem jaźni Zabłocia i dwuimiennych ulic, zahaczając jeszcze po drodze o zamknięty sklep trafiliśmy na slot, gdzie w sumie okazało się, że z pojojojkami umiem zrobić już trójkę, choć szkoda, że tak późno. Wraz ze Szczurem udaliśmy się dwa razy na chór nieśpiewany, bo za pierwszym razem nam się nie udało. Tam były Pies. Kot. Ryba. (oczywiście koń, ryba, koń), ćpanie powietrza i pukanie w nos. Dławidło pokazało nam parę ćwiczeń koordynacyjnych, których nie opanowałem do teraz, a potem były dwa kije, od których ręcę trzęsą mi się do teraz. Oglądnęliśmy SloTV i zebraliśmy się powoli na buzza do Bielska. Po drodze naszła mnie niesamowita ochota na chipsy, więc takowe zakupiłem, bo i tak mieliśmy czas przed odjazdem. Szczur wysiadł po drodze, a ja wraz z Dziwadłem pojechałem do Bielska... drogę umilał nam facio, który chwalił się na lewo i prawo jakiej on to teraz nie ma jazdy po dropsach i jakich on to nie ma dojść do czasowstrzymywaczy. W Bielsku mieliśmy jeszcze wpiździec czasu do autobusu, więc poszliśmy do Sfery, bo tam było ciepło a tu było zimno. Na koniec pożegnałem się z Dławidłem i udałem się do domu.
Dziś mamy poniedziałek i obijałem się cały dzień w ramach przedłużenia weekendu.
Zamierzam kupić pojojojki i być wymiataczem! ;]
A  teraz wracając do rzeczywistości... od jutra zapierdhalanie na praktykach.
Miałem zeskanować pamiątki z wyjazdu, ale skaner odmówił mi posłuszeństwa... obiecuję, że to zrobię jak tylko zacznie ze mną współpracować. :P
Dziękuję, dobranoc.

sobota, 26 lutego 2011

No i szafa gra.

Jest ciemno, nie wiem która godzina, wokół słychać wycie wilków, w lesie za plecami coś łamie gałęzie. Siedzę w ciemności, bo ogniska nie udało mi się rozpalić. Namiot gdzieś przepadł razem z resztą ekwipunku, gdy przedzierałem się przez las. Pozostał mi jedynie notes i ołówek...
Nie, wcale nie zostawiłem tego bloga na pastwę losu, ja po prostu nie miałem ani czasu, ani o czym napisać przez ostatni miesiać. I jakby na to popatrzeć... dalej nie mam o czym, choć znalazłem już czas by coś szkrobnąć co można uznać za sukces - w jakimś tam stopniu , choć jeszcze nie wiem o czym tu napiszę. To będzie przykład typowej improwizorki.
Od trzech tygodni co sobotę pracuję na rzecz naszego oddziału Cz-Dz i m.in. zrobiliśmy tam już szafę, taką z półkami...  tak! ZS w Czechowicach doczekał się nowej szafy na sprzęt... teraz wystarczy odgrzybić i pomalować siedzibę, zrobić drenaż wokół budynku, w środku zrobić jakieś proste ściany, wstawić jakiś normalny stół, zamiast ping-pongowego, zrobić światło w pomieszczeniach i to chyba tyle... jeśli chodzi o marzenia dotyczące tego miejsca. Chcę też tu wspomnieć o tym jak bardzo pojebaną mam klasę, pomijając to, że np. wczoraj na projektowaniu w ciągu 45 minut zrobiłem z 5 kresek w AutoCAD'dzie, bo więcej się nie udało, jako że członkowie mojej grupy naciskali guziki wyłączające prąd w całej klasie(ze dwa razy nawet udało im się wyłączyć prąd w całej szkole), to ostatnio, tj. wczoraj, dopuścili się świętokradztwa... mianowicie łagodnie mówiąc zajebali mi sznurówki z glanów jak ja sobie ćwiczyłem na wf'ie. Zrobiłem śledztwo i już wiem kto to zrobił. Jeszcze chłopczyna nie wie, ze mu się nie opłaci ten haniebny czyn... to tylko kwestia czasu...
Postępy poczyniłem też w kwestii mojego lastfm, bo udało mi się naprawić scrobbling, choć wiązało się to ze zmianą odtwarzacza. Nie żałuję , bo okazuje się, że Aimp 2 jest dużo fajniejszy od Winampa, ma ciekawsze opcje i design - ogólnie, polecam. Ostatnio dużo słucham Howard Shore i nachodzi mnie co raz większa ochota na Warhammera lub M&M. Siąść przy świeczkach, wyciągnąć karty postaci, w tle puścić jakiś 'May it be' lub 'The breaking of the fallowship' i prowadzić konwersację. Jakby byli jacyś chętni to można by się umówić :> Wczoraj byliśmy z Gachem na wyborach u Pawła, ale był remis i nikt nie wygrał, a picie się skończyło. Szkoda, że nie stać mnie na wyjazd na Odjazdy do Katowic, bo chętnie pobujałbym się przy Happysad'zie, SnL i Comie, taka okazja nie zdarza się zbyt często, ale co poradzić, że człowieka nie stać na zabawę. Może jeszcze kiedyś się uda na coś takiego pójść. Dzisiejszy (bardziej popołudnie) i jutrzejszy dzień zapowiadają się przednio, bo można porobić wielkie nic, a to zawsze cieszy. Tyle miałem do napisania, jak zdarzy się coś ciekawego lub więcej mi do głowy przyjdzie to znowu wrzucę tu jakiegoś niusa. Dodam jeszcze, że ten zaczął powstawać już w piątek. Nie spodziewałem się, że będzie taki długi :P
A jak ktoś ma ochotę na rycie beretu, to polecam sobie puścić tak na pół godzinki tą stronkę http://badgerbadgerbadger.com/
Tyle!

niedziela, 30 stycznia 2011

I już

No więc wróciłem z tych Włoch, zabawa była przednia i streszczę tutaj mniej więcej jak to tam wyglądało. ;] Zacznijmy od tego, że telefon dał radę i nie padła mu bateria, więc mogłem sobie słuchać całą drogę(jakoś 15h z postojami) Linkin Parka, Fort Minora, Enyi, Szantów itd. ;] Doceniam też to, że Paweł pożyczył mi swojego empeczy, ale niestety ten sprzęt + moje słuchawki z nokii = dno , czego wcześniej nie sprawdziłem i żałuję, bo na nic mi się nie przydał, a mogło być piękniej niż było, chociaż i tak było pięknie jak na taką nie wygodną podróż. Była nie wygodna ponieważ pani(czyt. wstrętny babszyt), która miała się za królową świata, kładła oparcie na maksa i nie mogła dojść do tego czemu dalej nie chce iść. Ja wiedziałem co było tego powodem i bardzo mnie to irytowało, bo były to moje nogi, które w ogóle nie wiadomo skąd wzięły się za jej fotelem(!) :o
Po przyjeździe oczywiście zbadanie terenu, wypakowanie się z torby(nie mieszkałem w niej tym razem!). Ogólny plan? Rano śniadania o godzinie 7.30, wyjazd na ponad 6 godzin na stok, gdzie codziennie kupowałem sobie herbatę dla rozgrzania ( przeliczając na złotówki, wydałem w ciągu tygodnia na tą herbatę jakieś 60PLN), powrót około godziny 16 do ośrodka, kąpiel, czas wolny spędzany zazwyczaj na czytaniu/słuchaniu muzyki/oglądaniu niemieckiego Eurosportu, obiado-kolacja o godzinie 18.30 - oczywiście pierwsze danie to makarony, makarony, makarony, pizza, makarony, makarony, w drugim już troszkę większy wybór, bo bywały to jakieś cielęciny, omlety itd.
W czasie pobytu tam przeczytałem dobrą książkę pt. "Król Szczurów" , przesłuchałem wszystkie piosenki jakie miałem na telefonie(a mało tego nie było) po parę razy i zrzuciłem prawie 5kg. Panowie kierowcy okazali się tak uprzejmi, że podrzucili mnie do Czechowic, dzięki czemu nikt nie musiał po mnie przyjeżdżać do Katowic, bo może nie byłoby problemu wrócić samemu pociągiem jakimś czy czymś, ale miałem ze sobą pięć różnych torb :P
Wczoraj niespodziewanie trafiłem na koncert Plagiatów do Rudego  i było oczywiście zajebiście pozytywnie. Ratowano jak tylko się dało spółkę Ostrowin, po czym Siur znikła, a szkoda... niech żałuje! o!
W dodatku zauważyłem, że już jakiś czas temu mój LastFM nie chce współpracować i nie scrobblinguje :( Nie mam pojęcia co z tym fantem mogę zrobić...

Tyle w kwestii niusa, trochę drętwego ale co poradzisz. Jeszcze tylko jedno. Poproszono mnie o małe sprostowanie, więc prostuję: w tekście 'o mnie' widnieje coś takiego jak "[...]Uniżony sługa Eli[...]" ... no więc nie chodzi tu wcale o to, że jest ona okrutna, wredna, zimna itp., itd. wobec mnie jak to Królowa Śniegu wobec Kaja (porównanie zapożyczone ;] ) Jest to normalna relacja kobieta-mężczyzna.
Dziękuję, dobranoc. ;}

wtorek, 18 stycznia 2011

Let's start

No więc stało się, założyłem bloga, nie wiem po co... pewnie po to, żeby się zabawić i dokształcić w pisaniu dłuższych tekstów. Na początek na pewno będą mierne ale liczą na wsparcie duchowe w tej kwestii ;] Naszło mnie chyba jakoś po rozmowie ze Szczurem, w której coś tam wspomniane było na temat właśnie blogów, poczytałem sobie jej wspominki na temat jakże udanego remontu no i masz...
Muszę jeszcze tego bloga ogarnąć. Chodzi mi tu o wszelkie opcje, dodatki, itd. , bo jest tego trochę a ja mam doświadczenie zerowe :P Tyle jeśli chodzi o wstęp :] 
Zaczęły się ferie, a ja za cholerę nie mogę sobie znaleźć zajęcia w domu, więc siedzę przed komputerem i czytam na necie(który swoją drogą jakoś dziwnie działa ostatnimi czasy) co się tylko da, zaczynając od joemonstera, a kończąc na bashu i kretynie. Demotywatorów, komixów, itp. z zasady nie czytam bo to są czasopochłaniacze, nad którymi ciężko zapanować. Chwała rodzicom za to, że już drugi raz w moim (jakby nie było nie zbyt długim żywocie) wysyłają mnie na tydzień do Włoch cobym sobie na nartach pomykał trochę, bo porządnej zimy w Polsce nie uraczysz. Tak więc dnia 21 stycznia(tj. piątek) wyjeżdżam z Katowic, a wracam bodajże 30 stycznia. Tu znowu nie mogę zapomnieć o Szczurze i jej ofiarności w sprawie empeczy, którego chciała mi użyczyć. Niestety jednak na podróż muszę skombinować sobie coś innego, ew. telefon choć ten choć muzyczny(Nokia 5130), to przy słuchaniu z niego muzyki bateryja wytrzymuje  co najwyżej 1 dzień, wiec to go trochę dyskwalifikuje jeżeli o to chodzi.
Kontynuując... Trochę cofając się w przeszłość o jakiś tydzień i pół mogę sobie przypomnieć jak to stawiałem pierwsze 'kroki' na snowboardzie i muszę ostrzec tych, który by chcieli też zacząć/spróbować(nie potrzebne skreślić), że po pierwsze coś na dupę jest konieczne takiego, żeby spełniało następujące warunki : nieprzemakalność oraz ochrona tego jakże ważnego fragmentu ludzkiego ciała. Po drugie kask! Bez tego elementu ubioru na początek może trochę poboleć(żeby tylko) głowa.
Jutro zapowiada się najlepszy dzień jeżeli chodzi o pierwszy tydzień ferii, bo wreszcie coś będę robił ciekawego, tym bardziej, że spędzę go w dużym stopniu z Elą :)
Tyle miałem do napisania jeżeli chodzi o ostanie wydarzenia i plany na najbliższą przyszłość. Następny nius pojawi się jak go napiszę, a napiszę go jak będę miał o czym napisać, a będę miał o czym napisać jak coś ciekawego się wydarzy. :)

Czytając tego swojego pierwszego niusa, widzę, że jest to chaotyczny zlepek różnych informacji zupełnie ze sobą nie powiązanych, bo kto to widział, żeby w tak krótkim tekście opisać tyle tematów. Ostrzegam, że pewnie właśnie tak to będzie wyglądać - zero spójności, chyba, że dojdę do wprawy jeszcze... Dopowiem tylko jeszcze, że spodziewałem się, że będzie dużo krótszy ;)